Oczywiście pytanie jest retoryczne, bo zarządzający przestrzenią – głównie wojsko – odpowiedzą tak. Natomiast obywatele, czy jak się nas teraz nazywa – suweren – odpowiedzą tak, ale jeśli jest to niezbędnie konieczne. Od jakiegoś czasu, a na pewno od zeszłego roku wojsko skutecznie uniemożliwia cywilnym użytkownikom z general aviation korzystanie z przestrzeni. Pretekstem są masowe imprezy, kiedy to zamyka się przestrzeń z dużym rozmachem.
Weźmy takie Światowe Dni Młodzieży w roku ubiegłym, kiedy zamknięto przestrzeń wokół Krakowa w promieniu 100 km (mapka poniżej). Ktoś powie – bezpieczeństwo na pierwszym miejscu. Zgoda! Ale właściciel pewnej szkoły paralotniowej napisał do DORSZ prośbę o zgodę na wykonywanie szkolnych lotów ślizgowych na paralotnii, na co dostał odpowiedź, że „nie bo nie”. No bo jak można wytłumaczyć oczywisty absurd polegający na zakazie wykonywania lotów szkolnych na paralotni w odległości 70 kilometrów od centrum ograniczonej strefy. Okazuje się, że można. Śmiem przypuszczać, że ci, którzy na to nie pozwalają z lotnictwem nie maja wiele wspólnego. Przepraszam – z lotnictwem cywilnym, ultralekkim. Szanowni ci panowie w mundurach widzą tylko ciężkie transportowe „smoki” lub zwinne odrzutowe myśliwce, które czają się, by zagrozić bezpieczeństwu Państwa.
Kiedyś taki wojskowy przyszły dowódca zaczynał na lotnisku aeroklubowym swoją lotniczą karierę. Znał więc specyfikę lotów szkolnych np. szybowcem po kręgu nad lotniskiem. Wiedział, że lata się wcześnie rano i późno wieczorem by nie było termiki. Wiedział, że paralotnia szkolna ma zasięg z wysokości kręgu 200 metrów raptem 1 kilometr. Nie jest więc w stanie dolecieć gdziekolwiek
dalej niż w przysłowiowe buraki za lotniskiem. Mimo to, gdy piszemy do wojskowych decydentów prośby o zgody na takie latanie , niezmiennie otrzymujemy odpowiedzi „nie bo nie”. Jest to chyba następstwem tego, że teraz obejmują stanowiska odpowiedzialne ludzie, którzy zaczęli latać dopiero w wojsku, i którzy na oczy innego rodzaju lotnictwa nie widzieli.
Kiedy 15 lat temu w następstwie ustawy Prawo Lotnicze ULC „przyjął pod swoje skrzydła” wszystkie najlżejsze rodzaje lotnictwa, organizowaliśmy spotkania mające na celu zapoznanie inspektorów i urzędników z ich specyfiką. Dało to bardzo dobre rezultaty.
Teraz takie spotkania chcielibyśmy odbywać z decydentami w mundurach, bo być może brak wiedzy na temat możliwości naszych latających maszyn jest powodem tej jawnej do nich niechęci.
Mamy takie samo prawo do korzystania z przestrzeni jak lotnictwo wojskowe. Jako obywatele wolnego, demokratycznego państwa mamy prawo domagać się respektowania naszych praw. Tym bardziej, że oprócz pilotów indywidualnych mamy już w Polsce sporo podmiotów szkolących pilotów, którym takie zakazy odbierają chleb, uniemożliwiając szkolenie. W rejonie w którym działa moja szkoła, w tym roku tylko, trzeba było odwołać cztery kursy szkoleniowe. A to są wymierne straty dla małej firmy.
I jeszcze jedno. Ogłaszanie suplementu wyznaczającego strefy EA na 7 dni przed ich obowiązywaniem nie daje możliwości – w przypadku braku zgody na wykonywanie lotów – zmian w terminach szkoleń.
Obawiam się, że takich ograniczeń będzie coraz więcej, oraz, że ich zasięg będzie coraz większy. Złośliwi mówią, że wkrótce zawody wędkarskie również objęte będą lotniczą osłoną… 🙂
Proszę więc wojskowych decydentów o indywidualne podchodzenie do wydawania zgód, a środowiska lotnicze o publiczne wyrażanie naszego niezadowolenia z zabierania nam, już i tak mocno okrojonej, przestrzeni.
P.S. Najbliższym sprawdzianem postrzegania lotnictwa GA przez odpowiedzialne służby są ME w piłce siatkowej, które powodują ograniczanie przestrzeni w okresie od 24 sierpnia do 3 września.
Leszek Mańkowski
instr. pilot z 45 letnim stażem
Comments