top of page
Zdjęcie autoraLeszek Mańkowski

Mońkowych „dyrdymałów” ciąg dalszy…

Przyszła pora na kolejną porcję wspomnień naszego etatowego, klubowego kawalarza – Wojtka „Mońka” Kilarskiego. Tym razem przedstawiam dwa krótkie opowiadania z czasów wojskowego szkolenia w OSL w Deblinie i Poznaniu – Ławicy…

Defilada

Pan porucznik w ramach zajęć taktycznych zapragnął pokazać się w miasteczku na czele kompanii, z którą prowadził zajęcia. Jak przystało na wielkiego dowódcę – kroczył dziarsko na czele. Kiedy doszliśmy już do centrum miasta, z dwoma domami na krzyż, cichcem Leszek i ja znaleźliśmy się na samym końcu kompanii. Kompania była nieforemna, bo na końcu maszerujących czwórkami była tylko dwójka, która przepychaliśmy do przodu. Trudno było utrzymać miarowy równy krok jak taki longinus musiał stawiać drobne kroczki, wprowadzało to zamęt u pozostałych. Na końcu kolumny to nie miało istotnego znaczenia.

Leszek, któremu byłem poniżej ramienia wziął mnie za rękę jak przedszkolaka i już nie trzymaliśmy kroku, tylko maszerowali luźno. Gest z jakim trzymał ten duży, tego małego był tak wymowny, że obserwujący nas mimochodem ludzie wskazywali palcem na nas. Takie trochę dziwne zachowanie cywilów zaniepokoiło porucznika.

Nie zatrzymując kolumny przeszedł na chodnik i zapienił się. Gestem rozkazał nam odłączyć się od kolumny. Od tego czasu mieliśmy zabronione maszerowanie razem z kompanią J. 🙂

OSL Dęblin 1951 r Kurs strzelców pokładowych Wojciech Kilarski Leszek Gański

Piętrowe łóżko

W czasie gdy wojsko wychodziło na zajęcia w koszarach zostawała służba. Na korytarzu podoficer służbowy i dwóch pomocników. Odpowiedzialni byli za spokój i zrobienie porządków. Zajęcia aczkolwiek lekkie to z reguły były bardzo nudne, bo porządki zrobiło się szybko, a co można było robić we troje 🙂 Ten luz wykorzystywany był na drzemkę na piętrowym łóżku tuż za drzwiami, bo to miejsce było najmniej widoczne. Gdy jeden się kładł, dwóch pozostałych pełniło służbę i tak na zmianę dopóki nie wróciło wojsko z zajęć. Bywało też, że niektórzy nawzajem uprzykrzali sobie służbę przez budzenie tego, który akurat odpoczywał. Takie odpoczynki to była tylko sprawa umowna przez dyżurnych. Raz się zdarzyło, że pozostali kolesie z nudów zaczęli szukać rozrywki i umyślili sobie aby mnie dokuczyć, a sobie zrobić ubaw. W odstępach dwóch lub trzech minut wchodzili do sali i budzili mnie odzywkami w rodzaju „służbowy nie śpijcie” lub „służbowy wstawajcie” itp. Takie przerywane zapadanie w drzemkę było wielce irytujące! Z góry padała „wiązanka kwiatów polskich”, a dowcipnisie z chichotem umykali na korytarz. Po długiej przerwie, aż nazbyt długiej, słyszę z dołu „co tam za spanie na służbie a ??” Tym razem posłałem moim prześladowcom taką samą wiązkę rasowej łaciny 🙂 Zaległa niespodziewana cisza, a to już nie żarty. Zrozumiałem, że to nie kolesie. Spoglądam z piętrowego łóżka w dół i widzę – o zgrozo – dowódcę batalionu i kilku innych. Po ciszy jaka nastała usłyszałem – „dawno nas nikt nie obrzucał taką wiązanką. Przyznać trzeba, że wiązanka była przednia, będzie z niego dobry kapral”. I wyszli jakby nigdy nic. Co to znaczy być fachowcem obojętnie w jakiej dziedzinie 🙂 Dziwne też było, że takie wiązanki były rzucane tylko w ostateczności i nigdy poza terenem koszar, coś w rodzaju, że tylko na plaży wypada paradować w kąpielówkach, bo poza nią byłoby to tak wstydliwe, że wręcz niemożliwe… 🙂

Poznań – Ławica 1952

P.S. Leszek Gański miał uprawnienia pilota szybowcowego, skoczka spadochronowego i układacza spadochronów. Ożenił się w czasie służby wojskowej – byłem świadkiem na jego ślubie z Ewą – polonistką. Leszek ukończył studia (historię) Ich syn był uczniem w Liceum Lotniczym w OSL Dęblin. Żonie Leszka zaproponowano pracę w tym liceum (miała przezwisko u uczniów „Markiza”). Leszek został szefem internatu tego liceum. Syn ich został pilotem i latał na samolotach Su. Po awarii samolotu, którym leciał został przeniesiony do rezerwy. Był szefem aeroklubu w Pile.

1 wyświetlenie0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

ความคิดเห็น


bottom of page